Nightmare By The Sea
Ubermasturbator
Dołączył: 25 Sie 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tomaszów Lubelski
|
Wysłany: Sob 20:35, 25 Wrz 2010 Temat postu: O naturze kobiecej.. |
|
|
Pisane przez Louisa, o mnie.
Dunno jaki to gatunek literacki, ale to lubię.
1)Jak można:
- znać kogoś od urodzenia;
- być z nim bez przerwy od lat 5, 1 miesiąca i 20 dni;
- przez dwa lata starać się o tego kogoś rękę;
- twierdzić, że się tą osobę kocha;
I ABSOLUTNIE NIC O NIM NIE WIEDZIEĆ?
Nie mam pojęcia, kim jest moja żona. Z drugiej strony, ona sama tez nie wie, więc...
Wiem tylko, że jest Moją Żoną. Moja Żona Emily mówi, że to jest dobry, mocny określnik na początek. Ale..(cytując matkę Flanagana)..."where was I"?
2) Albowiem ona jest jak..zeszłego wieczoru, siedząc samotnie, porównywałem ją do eteru, ale nie, to nie to. Ona jest komórką macierzystą. Wiecznie gotową, żeby się dzielić i specjalizować, ale samą pozostającą komórką macierzystą. Prakomórką, zaczątkiem i niczym więcej. Niczym konkretnym. Stąd jej nieokreśloność własna przy jednoczesnej zdolności do tworzenia i wczuwania się w kolejne osobowości – po prostu się różnicuje, ale pozostaje komórką macierzystą Stąd jej stosunkowa łatwość zmian. „Chcę mieć Rój i za rok już go mam". Oczywiście to w dalszym ciągu nie czyni jej szczęśliwą, bo ona tylko ożywiła archetyp który działa sam, nie ożywiła samej siebie. Ona się sama nie różnicuje, tylko się dzieli a te powstałe komórki stają się w mig tym, czym ona powinna. Ona tak naprawdę nie chce się zróżnicować, to by oznaczało wybranie jednej osobowości. Utratę zdolności potencjalnych. Bo wybranie jednego zawsze oznacza odrzucenie drugiego. Przy czym zawsze więcej się odrzuca niż wybiera. Em nie chce być nie-być macierzysta, bo po tym utraciłaby zdolność do nieograniczonej regeneracji i tej boskiej elastyczności. Ale to nie czyni jej szczęśliwą i nie ułatwia mi roboty w zdefiniowaniu jej (ta, bo to muszę być ja, do tego doszliśmy)
3)Jakkolwiek Emily nie jest zdefiniowalna (Niee ma takiego słowa? To teraz już jest. W tym sęk, że ją definiować można, ale zdefiniować na razie nie można), nie umniejsza to faktu, że z pewnością jest potrzebna. Zapewnia łączność z normalnością i bezpieczeństwo. To taki ktoś, kogo zaczyna się doceniać dopiero wtedy, gdy go brakuje. A jego brak zaczyna się zauważać dopiero po czasie. W ogóle, Emily łatwiej jest określić poprzez porównanie jej z innymi. Z pewnością Emilia nie jest ani mną, ani Mią. Mia, właśnie. Jeżeli miałem jakieś wątpliwości, czy Mia nie jest przypadkiem pustą ideą, to w ciągu ostatnich dni zupełnie one zniknęły.
4)Mia rywalizuje z Emilią. Niestety. Mnie wszyscy za to uwielbiają, chociaż nie robię niczego pożytecznego.
5)Kolejną rzeczą której przy Emilce jestem pewny to to, że jest niebieska. I to jest jej kolor. Ma niebieskie wibracje, dogłębnie. To był jej kolor od dziecka i zawsze pozostanie. Nie jakiś jebany przytłumiony fiolet, nie lila, nie zielony, nie jirańskobrązowy [ten kolor jest Mii], nie szary. Jedynym kolorem, który łapie jej wieloznaczność, jest lazurowy błękit (Ta. Dlatego poczułem się urażony, kiedy Paszti powiedziała, że błękit jest nudny, ha). O, Emilia mówi, że mam nowy, całkiem dobry określnik.
Właściwie to możemy podciągnąć to pod ogólny schemat i powiedzieć, że moim ideałem partnera jest błękit.
Podsumowując dzisiejsze konkluzje: Moja Żona jest niebieską komórką macierzystą.
Ugh. Musze wziąć prysznic.
|
|