|
MN Forum Literacko-humanistyczne.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rotaryman
Naczelny Wiedźmin
Dołączył: 27 Sie 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Świdnik Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:39, 27 Wrz 2010 Temat postu: Moje smaczniejsze życie |
|
|
Z powodu mojego wrodzonego lenistwa będę pisał fragmentami, po trochu. Wiem, że nikogo to nie porwie, ale co z tego. Ach, no i znowu to co lubię: trochę na żywioł.
Samotność nie jest taka zła. Pozwala zatopić się w morzu własnych myśli, czując ich słony smak, umożliwia zapomnienie o świecie dookoła. Ułatwia dotarcie do samego dna własnej duszy. Co z tego, że przeszkadza w przeglądaniu się w lustrze, jakim są ludzie wokół? Podróżowanie po kosmosie pełnym jaskrawych gwiazd jest o wiele przyjemniejsze.
Milion z nich rozbłysnął właśnie w mojej głowie, szybko jednak gasnąc, stając się hipernowymi, czarnymi dziurami mroczków. Wessało mnie z powrotem do rzeczywistości.
Pływanie w marzeniach może i jest wspaniałe i absorbujące, ale lekcja W-F'u nie jest idealnym momentem na tego typu wycieczki.
Oczywiście, cała klasa z powodu mojego częstego wyłączania się ma mnie w głębokiej pogardzie. Uważają mnie za, lekko mówiąc, świra. Człowieka, który ma dziwne zachowania i reakcje, nieprzewidywalnego. I żyjącego we własnym świecie. Co ja poradzę, że tamten świat jest pod wieloma względami ciekawszy?
Faktem jest, że właśnie zarwałem piłką w łeb, co już nawet nikogo nie rozbawiło, wliczając w to dajmony ludzi dookoła. Zdążyły się przyzwyczaić, odkąd w wyniku dziwnych zjawisk normalnych inaczej pojawiły się w naszym świecie, w postaci nie-do-końca-materialnej. Dało się je dotknąć, ale potrafiły dziwnym sposobem przenikać przez dowolne substancje. Ponadto nie poddawały się prawom fizyki, a przynajmniej walczyły z nimi zaciekle - bo jak materia, która przed chwilą ważyła mniej niż pięć kilo, mogła obecnie być dziesięciokrotnie cięższa? Magia. Tak to tłumaczono, i jak do tej pory nie znaleziono lepszego wytłumaczenia. Tak więc, tymczasowo trzeba było uznać istnienie magii.
W każdym razie, jakieś pół roku temu świat zaroił się od kotów, smoków, ptaków, wilków, i wielu egzemplarzy uber-czegośtam, których daemianie nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo okazują swoją głupotę, przy okazji męcząc swych towarzyszy. Oczywiście, wiele dogmatów religijnych, teorii naukowych i półnaukowych całkowicie upadło, grzebiąc pod gruzami tych nieszczęśników, którzy nie potrafili sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Cóż, przynajmniej parę Imoł-kidów mniej.
Pomijając nudnawe wywody, właśnie uderzyła mnie piłka, zaserwowana przez naszego klasowego mordercę. Rzeczony osobnik spowodował już zemdlenie ofiary, także trafionej piłką. W tym momencie graliśmy klasowego w siatkówkę, co oznaczało, że ja - dla wszystkich najgorsza ciota w klasie, siedziałem na tyłku, mając aż nadto czasu na przemyślenia - co kusiło, a jednocześnie nie zawsze kończyło się nadto dobrze. Za ten stan rzeczy była odpowiedzialna moja nieco myląca budowa ciała (czytaj - kości i jeszcze więcej kości) i wrodzona niechęć do sportów zespołowych. Zwłaszcza siatkówki. Tak więc, byłem niesłusznie uważany za najsłabsze ogniwo w klasie, a mi to wisiało. Miałem swój własny świat fantazji, gdzie przebywałem prawie cały czas, a nikt nie musiał o nim wiedzieć - jak również o moim zamiłowaniu do sportów walki. Tak więc trenowałem Kyokushin oraz Kenjutsu. Nie obnosiłem się jednak z tym faktem za nadto, a nawet gdyby, to i tak zazwyczaj nikt na mnie nie zwracał uwagi. Co znów sprzyjało odlotom, właśnie takim jak teraz. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że cokolwiek mnie trafiło, i że znów zostałem sklęty za nieuwagę. Nawet mnie to nie poruszyło. Przyzwyczaiłem się.
Dalsza część wuefu upłynęła pod znakiem ciągłego filozofowania. Sam nawet nie pamiętam, o czym myślałem, co się wokół działo. Gdy nad czymś rozmyślam, W pewnym momencie całkowicie gaśnie mi światło, nie docierają do mnie żadne informacje. Czy to metoda medytacji? Raczej nie. Medytacja to według mnie stan uważnej relaksacji, a mój trans nigdy nie ma z tym nic wspólnego... Patrzcie, znowu się zamyśliłem.
Przerwa. Już wyszedłem z szatni, przebrany, tak szybko jak się dało. Nie lubię, gdy ktoś zbyt długo gapi się na mnie, prawdę mówiąc, w ogóle tego nie znoszę. Typowe dla ludzi o nieco odmiennej budowie. Ale nawet nie o to chodzi. Lubię stwarzać pozory. Dualizm, to moja definicja.
Słuchawki na uszy, telefon w łapę. Co my tu... Mam ostatnio fazę na SOAD, więc decyduję się na utwór Sad Statue. Gdy skupiam się na muzyce mniej filozofuję, więcej obserwuję. Ale i tak sprawiam wrażenie człowieka nieobecnego.
Powiedziałem - obserwuję? Nie, to nie tak. Ja oglądam. Zupełnie jak serial. Nie analizuję zachowań ludzi w otoczeniu. Nie interpretuję ich gestów, wypowiedzi. Przez to nic o nikim nie wiem. W ocenie ludzi pomaga mi intuicja. Wyczula mnie na coś podobnego do aury. Wystarczy wymienić z kimś dwa spojrzenia, by wiedzieć, czego się po nim spodziewać. Ale pewnie każdy tak ma, nie ma więc się czym podniecać.
Czekam na polski. Byłby moim ulubionym przedmiotem, gdyby nie ciągłe interpretacje pieprzonych wierszy. Analizowanie symboliki... Co za różnica, czy w utworze będzie modrzew lub jodła? Sceneria ma ewentualnie budować nastrój, a nie być alegorią do zasranych gatek jakiegoś cara rosyjskiego, czy kto go wie czego. I jeszcze jedno. Mam dość romantyzmu. Nigdy więcej roztrząsania nieszczęśliwych miłości (alegorii do dążeń narodowowyzwoleńczych), analizowania charakterów zniewieściałych ciot, którzy nawet nie potrafią spojrzeć kobiecie w oczy. Widzisz, jak negatywne emocje we mnie wzbierają, gdy myślę o tym przedmiocie? A mogli by nas uczyć przydatnych rzeczy, jak na przykład wspaniałej sztuki pisania opowiadań. Kreatywności. Nieszablonowego myślenia. Ale nie, nawet to sprowadza się do wzorów. Zaiste, mamy epokę umysłów ścisłych. Niestety. Bo w jednym się z romantyzmem zgodzę - trzeba patrzeć sercem, nie szkiełkiem. Uch, jak to zabrzmiało. Zupełnie jakbym sam był zwolennikiem ciepłych klusków, mięczaków i wyznawania miłości o brzasku. Brrr.
Polski znów zleciał szybko. Sporadycznie czynione notatki z pewnością wystarczą, by wiedzieć co się działo na lekcji. Oczywiście, poza notowaniem czas spędziłem na błądzeniu myślami, od... nieważne, i tak już nie pamiętam.
Szczerze mówiąc zapomniałem już w chwili, gdy zbierałem z ławki zeszyt.
Boom na pokazywanie się non-stop ze zmaterializowanymi animusami minął. Ludzie się przyzwyczaili, ponadto nie wszędzie dało się pomieścić takie zagęszczenie materii żywej. Na przykład w szkołach. My w dodatku zazwyczaj w ogóle nie materializowaliśmy Eli. Jeśli już, to korzystając z drakantropii. Mówiłem już, że Ela jest smokiem? Japońskim na dodatek. Jednak nikt ze znajomych, nawet z rodziny jej nie widział jako smoka. Nawet nie wiem, czy w ogóle ją ktokolwiek widział, w jakiejkolwiek postaci. Dla mnie to była sprawa bardzo intymna.
- Wystarczy już tego. - Ładny głos przywrócił mnie światu. Głos Aelirenn. Usiadła obok mnie. Jak zwykle była ubrana w długą, luźną, ciemną spódnicę, czarny żakiet i fioletowy sweter. Jak zwykle, jej długie, czarne, falujące i kręcące się nieco włosy były rozpuszczone luźno wokół ładnej twarzy. Na jej buty wolałem nie patrzeć, podejrzewam, że trochę bym się zdziwił.
- Długo masz zamiar chodzić w tym samym? - spytałem, próbując zejść na temat lekki, łatwy i przyjemny.
- Za rzadko mnie wypuszczasz. I zbyt dużo myślisz sam. Traktujesz mnie... -
Nie dała się zwieść.
- Jak? Robisz, mówisz co chcesz. To nie moja wina, że za rzadko się odzywasz.-
Chyba przesadziłem. Ela bywa drażliwa.
- To dla tego, że ty cały czas mnie zanudzasz. Wszystkich tylko nudzisz. Chłopie, ogarnij się. Pobudka - pstryknęła palcami. Nie chciałem patrzyć jej w twarz. Trochę się zdenerwowała na mnie, miała prawo. Faktycznie, zazwyczaj siedziała w głębi mojej duszy, bez żadnych rozrywek, wysłuchując moich egocentrycznych myśli. Po raz kolejny poczułem wielki podziw dla tej istoty. Tymczasem ona się już widocznie wygadała, bo zniknęła. Podszedł za to kolega, Filip. Ewidentnie zaciekawiony. Już wiedziałem, o co spyta, choć nie było takiej potrzeby - animusy wyczuwało się instynktownie.
- Tak, to była moja dajmona. Ela. Nie, nie zapoznam cię. A w ogóle, to idę do biblioteki.
-Co ty stary dajesz? Jakie zapoznam? O co ci chodzi?...
- Nieważne, i tak nie załapiesz.
W bibliotece jak zwykle nie dało się dostać do kompa. Kilku trzecioklasistów grało w jakieś wyścigi, paru gości w sweterkach siedzieli na grze giełdowej... reszta na facebooku bądź demotach. Czyli oczywiście brak szans, by się dopchać. Zrezygnowałem z korzystania z komputera. Książek nie wypożyczałem, tu i tak już wszystko, co było ciekawe wyczytałem dawno temu.
Poszedłem na WOS. Lekcje mieliśmy z vicedyrektorem, który mimo niezbyt wesołego nazwiska potrafił opowiadać całkiem ciekawie, niekiedy siląc się na całkiem udany dowcip. Inna sprawa, że każdy wątek dokańczał nawet kosztem przerwy.
Tym razem starałem się robić notatki, ale... na staraniu się skończyło. Jak zwykle co chwila odpływałem. I tak samo na niemieckim, który był z praktykantką, co zwykle oznacza jedno - zamuuuuuła.
Ale ta zamuła odeszła w niepamięć, gdy tylko rozbrzmiał dzwonek. Ostatnia lekcja, wolność i swoboda. Przynajmniej przez dwadzieścia minut, w ciągu których będę czekał na rodziców. Filip pojechał gdzieś z kolegami w miasto, i bardzo dobrze, bo nie miałem ochoty słuchać jego wywodów przez całą drogę. Zwyczajnie nie miałem humoru. Mówiąc wprost - byłem skwaszony niczym zielone jabłko.
Droga minęła, jak zwykle w takich wypadkach, bardzo gładko - rodzice zauważyli moje poirytowanie i wywiad ograniczył się do prostych pytań, typu "jak w szkole" i równie prostych odpowiedzi pod tytułem "w porządku". Po standardowej wymianie uprzejmości odwróciłem się do okna i podziwiałem widoki. To znaczy, podziwiałbym, gdybym aktualnie nie zatonął w myślach. Głównym tematem tychże z początku było krótkie, aczkolwiek treściwe przemówienie Eli. Szybko jednak odleciałem w innym kierunku, ale sam już nie pamiętam, jakim. Grunt, że nawet nie zauważyłem, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Świdnik prezentował się szaro-buro, niczym dzielnica biedoty w filmach z Hollywood. Niemal każda ławka zdewastowana przez okoliczną dresiarnię, bloki całe pomazane sprayem, którego operatorzy nie wysilali się nawet na jakiekolwiek sensowne czy też podniosłe hasła, o prawdziwym graffiti nie mówiąc.
Aura tego miasta udzieliła mi się z pełną mocą, powodując, że wieczór był również co najmniej nieciekawy. Ot, kilka chwil na forach, przeglądanie demotów, sprawdzenie poczty... I spać.
I tu się dopiero zaczyna cała ta historia.
------------------------end of 1.2.0
Ostatnio zmieniony przez Rotaryman dnia Wto 20:00, 19 Paź 2010, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Erissan
Personifikacja Saturna
Dołączył: 25 Sie 2010
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 19:10, 22 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Najpierw sprawy techniczne.
Cytat: | Pozwala zatopić się w morzu własnych myśli, czując ich słony smak, umożliwia zapomnienie o świecie dookoła. |
Po pierwsze: lepiej wyglądałoby gdyby po myśli była po kropka. Po drugie: zdanie jest nielogiczne. Czując ich słony smak, umożliwia... W sensie, samotność czuje słony smak? Wiesz o co chodzi xD.
Cytat: | Pozwala zatopić się w morzu własnych myśli, czując ich słony smak, umożliwia zapomnienie o świecie dookoła. |
Duszy samotności? Ten sam błąd.
Cytat: | Wessało mnie z powrotem do rzeczywistości. |
To zdanie źle mi brzmi. Nie lepiej, że rzeczywistość wessała? Nie jest to chyba większy błąd, ale mi trochę zgrzyta.
Cytat: | Pływanie w marzeniach może i jest wspaniałe, i absorbujące, ale lekcja W-F'u nie jest idealnym momentem na tego typu wycieczki. |
Kiedy powtarza się w jednym zdaniu wyrażenie z "i", stawia się przecinek.
Cytat: | Oczywiście, cała klasa z powodu mojego częstego wyłączania się ma mnie w głębokiej pogardzie. |
Oczywiście, cała klasa ma mnie w głębokiej pogardzie z powodu mojego często wyłączania się. -> W takiej kolejności brzmi lepiej.
Cytat: | Faktem jest, że właśnie zarwałem piłką w łeb, co już nawet nikogo nie rozbawiło, wliczając w to dajmony ludzi dookoła. |
Łeb -> mowa potoczna. Błąd stylistyczny.
Zarwałem -> to samo.
Cytat: | Zdążyły się przyzwyczaić, odkąd w wyniku dziwnych zjawisk normalnych inaczej pojawiły się w naszym świecie, w postaci nie-do-końca-materialnej. |
Długie, nieuporządkowane zdanie.
Cytat: | Tak to tłumaczono, i jak do tej pory nie znaleziono lepszego wytłumaczenia. |
Tutaj natomiast przecinek przez "i" jest niepotrzebny.
Również potoczne.
Cytat: | Cóż, przynajmniej parę Imoł-kidów mniej. |
To samo. Przez to zaczyna opowiadanie brzmieć jak z blog.onetu.
Cytat: | Rzeczony osobnik spowodował już zemdlenie ofiary, także trafionej piłką. |
Słownictwo (m.in. osobnik) kompletnie odbiega od reszty. Kolejny błąd stylistyczny.
---
Sprawdziłam do pewnego momentu. Generalnie błędy powtarzają się te same. Zdania są albo za długie -> przez co się w nich gubisz i brzmią nielogicznie -> albo pełne wyrazów nie pasujących stylem do reszty. Radzę popracować nad tym.
Poza tym, w niektórych momentach piszesz spację przez i po myślnikach, a w niektórych zapominasz.
To tyle krytyki. Będzie dobrze, jeśli zmienisz to, co podałam. Masz bogate, rozbudowane słownictwo. To duży plus.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rotaryman
Naczelny Wiedźmin
Dołączył: 27 Sie 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Świdnik Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:15, 22 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Łeb -> mowa potoczna. Błąd stylistyczny.
Zarwałem -> to samo. |
Użyte celowo.
To jest przedstawienie, jak bohater myśli. To, co narrator mówi, to są bieżące myśli bohatera.
Dziękuję za opinię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Erissan
Personifikacja Saturna
Dołączył: 25 Sie 2010
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 19:18, 22 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Owszem, ale nie wiem, czy widziałeś kiedyś profesjonalną książkę z takim słownictwem. Z tego co wiem, mowy potocznej używa się jeśli już to w dialogach. Ale mogę się mylić, jako że nie czytam zbyt wielu książek pisanych w pierwszej osobie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rotaryman
Naczelny Wiedźmin
Dołączył: 27 Sie 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Świdnik Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 19:24, 22 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ja również nie. Ale tu nie chodzi o to, czy wzoruję się na czymś... poza tym, jak pewnie zauważyłaś, nie jest to profesjonalne opowiadanie, a takie... dla hobby.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rotaryman
Naczelny Wiedźmin
Dołączył: 27 Sie 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Świdnik Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 16:02, 15 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Ok, zaczynamy z następną częścią.
Leżąc w łóżku, w oczekiwaniu na Morfeusza, bóstwo snu, potrafisz dojść do wielu, ale to wielu różnych wniosków, popartych długimi filozoficznymi rozmyślaniami na dane tematy, bądź też rozpamiętywać wydarzenia dnia minionego. I tak było tym razem. Temat na tę noc brzmiał - ja i mój własny świat. Ktoś, nie będę wskazywał palcem kto, bo i tak wszyscy wiemy, zarzucił mi przebywanie we własnym świecie. To mnie właśnie natchnęło do małego eksperymentu - stworzenia własnego ogrodu Hesperyd, oczywiście mentalnego. Eksperyment nieco ekscentryczny, ale wart przeprowadzenia. Bo przecież mówią, że wyobraźnia i sen to portale do innych światów.
Co należy zaprojektować jako pierwsze? Dajmy na to... plan budynku. Bo to będzie cała posiadłość. A więc, plan litery C. Długi, środkowy blok będzie jadalnią, salą przyjęć czy czymśtam. Skrzydła niech będą pokojami, większość gościnnych, na końcu prawego będzie moja kwatera.
Co dalej? Idąc prawym skrzydłem do jego końca, niedaleko wejścia do mojego pokoju, będzie wąski korytarzyk, zawracający w prawo. Po jego lewej stronie drzwi, tak jak wszystkie inne w całym budynku, wykonane na wzór japoński - z drewna i papieru bądź materiału. Pierwsze prowadzą do ogrodu zen, następne, w pewnej odległości, do całkiem sporego jak na warunki domowe dojo. W dojo będą wszystkie potrzebne sprzęty. Po prawej stronie korytarzyka będzie sauna, łaźnia czy co tam jeszcze.
Między skrzydłami części mieszkalnej będzie ogród, z drzewem wiśni po środku. Tak dla jaj.
Od jadalni, zamiast kierować się w stronę skrzydeł, można będzie wyjść poprzez drzwi po środku ściany na zewnętrznej krawędzi tego C - wprost do pomieszczenia w rodzaju niedużego holu. Po jednej stronie umieszczę kuchnię, po drugiej dobrze zaopatrzony magazyn, czy też piwniczkę. Nawet w marzeniach trzeba coś jeść.
Na końcu holu postawię gabinet. Na prawdę, nie wiem po co mi, ale będzie. Musi być.
Za gabinetem... mało mnie obchodzi co będzie.
Po ukończeniu dzieła poczułem się niemal jak stwórca świata. Zmęczony, ale zadowolony ze swego dzieła. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, i w takim to stanie błogości zastał mnie syn Hypnosa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|